Bardzo trudno jest pomagać ludziom, których większość społeczeństwa spisała na straty. A taki jest los osób zmagających się z biedą, tkwiących w spirali zadłużenia, zagrożonych bezdomnością. Istnieje powszechne, ugruntowywane przez media przekonanie, że każdy ma obowiązek dbania wyłącznie o siebie, ewentualnie o rodzinę. A kto się z tego „obowiązku” nie wywiązuje nie zasługuje na podanie ręki. Stąd absurdalny pogląd, że zasiłki rozleniwiają. Ci, którym się względnie powodzi nie widzą powodu, by ze swoich podatków łożyć na „nierobów”, jak się określa tych, którzy potrzebują wsparcia pomocy społecznej.
Po pierwsze, znakomita większość tych, którzy do nas przychodzą po pomoc, zaharowuje się niemal na śmierć, ale to niestety nie wystarcza, bo wykonują nisko płatne prace (często dwie, a nawet trzy), bo wpadli w łapy lichwiarzy, bo wydają lub wydali krocie na ratowanie chorego członka rodziny, ukochanego, ukochanej.
Przez 20 lat przyjmuję potrzebujących w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej i nie zdarzyło się, żeby od którejś z tych osób czuć było alkohol. Owszem, uzależnienie od alkoholu bywa przyczyną biedy, ale w większości wypadków przyczyny są inne. Osoby, którym pomagam mają zdrowie zniszczone zbyt ciężką pracą. Pracą do której trzeba chodzić mimo gorączki, pracą bez urlopu, w wydłużonym czasie, często bez płatnych nadgodzin. Według badań zleconych przez warszawski ratusz mieszkaniec Pragi Północ (mężczyzna) ma szansę pożyć 16 lat krócej niż mieszkaniec Wilanowa. Bo żyją w nadmiernym zagęszczeniu. Zdarza się, że w jednej izbie gnieżdżą się trzy pokoleniowe rodziny. Bo mają trudniejszy dostęp do opieki zdrowotnej. Bo pracują tak długo, bez ustanku, aż nie zachorują. Kiedy już organizm jest wyeksploatowany i nawala walczą o grupy inwalidzkie, które są niechętnie przyznawane, ale za to chętnie odbierane i wciąż słyszę o cudownych uzdrowieniach, przed komisjami lekarskimi.
Nie wszyscy jednak są tak bezwzględni jak pewien dziennikarz TVN, który mnie pytał na antenie „czy warto leczyć bezdomnych?” Często ludzie sami proponują zbiórkę funduszy na ratowanie jakiejś samotnej matki, czy chorego staruszka. I te zrzutki są zwykle skuteczne. Gdyby istniała pomoc społeczna na europejskim poziomie, a nie głodowe zasiłki, zrzutki nie byłyby konieczne. Dzięki zasiłkom ludzie nie wpadaliby w łapy lichwiarzy. To nie dotknięci ubóstwem powinni się wstydzić, tylko my wszyscy, że do niej dopuszczamy. To nasza hańba domowa.
Piotr Ikonowicz